Włoski supersamochód… a codzienność

W poniższym artykule znajdziesz bardzo wiarygodne doświadczenia dotyczące kierowcy będącego sympatykiem egzotycznych aut, który dostał szansę poprowadzenia jednego z nich własnoręcznie. To bardzo miarodajne odzwierciedlenie doświadczeń, które Cię czekają jeśli będziesz próbował używać samochodu sportowego do jazdy na co dzień.

Wejście do kabiny, z której pilotujesz samochód sportowy to już pierwsze wyzwanie i sztuka – linia dachu jest zawieszona bardzo nisko, próg jest szeroki, więc niemal cyrkową sztuczką jest wpełznięcie do niej przy zachowaniu chociaż odrobiny wdzięku. Po tym, jak już się usadowimy odczuwamy, że wypukłości fotela z włókna węglowego, zaprojektowane nie dla wygody, ale solidnego trzymania kierowcy na zakrętach, niekoniecznie pasują do kształtu naszych pleców, krótko mówiąc są nie tylko sztywne i nieelastyczne, ale po prostu piją, bo stworzone zostały dla mniejszych postaci. 

Sportowy samochód odzywa się pięknym warkotem, który jednak nawet na jałowych obrotach jest tak wyraźny, że rzuca się we znaki. Po piętnastu minutach tego burczenia przy czekaniu w korku masz go serdecznie dosyć, nie ma jednak możliwością pozbycia się go, a jedynie uczynienia wielokrotnie głośniejszym – Twój samochód sportowy daje Ci możliwość otwarcia klapek w wydechu po to, byś mógł być jeszcze bardziej poirytowany hałasem maszynerii.

Wyjeżdżasz z parkingu używając swojego szóstego zmysłu do wychwycenia momentu, kiedy droga za Tobą jest pusta – bo w lusterkach, które ma sportowy samochód widzisz wloty powietrza, bądź umieszczony centralnie silnik. Jesteś zdecydowanie zbyt zdezorientowany małą widocznością, by choćby wpaść na pomysł dociśnięcia pedału. Martwisz się tylko o to, by ktoś, kogo nie zauważysz, a kto ma pierwszeństwo nie wbił Ci się w bok – pola martwe z wnętrza sportowego auta są apokaliptyczne.

Przy pokonywaniu nierówności odczuwasz ten proces jakby ktoś okładał Cię prętem  w kręgosłup, samochód sportowy jest tak szeroki, że ledwo mieścisz się na pasie i co chwila masz wrażenie, ze nisko zawieszona maska zacznie szorować po asfalcie albo zahaczać o wyboje, jako, że prześwitu praktycznie nie ma. Kiedy więc wysiadasz z wozu jesteś wdzięczny losowi za to, że nie musisz już być odpowiedzialny za tę kosztowną i idiotyczną zabawkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.